Pingiao – bardzo ładne, tradycyjne stare miasto, zawalone turystami, a my sami do tego zawału dorzuciliśmy nasze dwa grosze. Kupiliśmy bilet pozwalający zwiedzić 19, najczęściej nieopisanych po angielsku, dość podobnych, a czasem jednakowych atrakcji. Zaczęliśmy je zwiedzać systematycznie, w ogłupiającym tempie, które zamieniło nas w turystycznych terminatorów. Wpadliśmy: pierwsza – nic, trzecia – nie ma, piąta – to samo, dziewiąta – o! fajne! cyk, siedemnasta – jeszcze to i to i do hotelu. Dogłębnie wzburzony tym przeżyciem…
…stałem się ambiwalentny (ciekawe słowo zastępujące obojętność) na atrakcje turystyczne i w samą porę, bo w tym właśnie momencie najechaliśmy Pekin, pełen cudownych ludzi.
Nasz pierwszy gospodarz, Boris, był niesamowicie nakręconym fotografem. Tysiące idei, pomysłów i spostrzeżeń na minutę, pasja wymieszana z obłąkaniem w oczach i to poczucie humoru, które powodowało żal w momencie, gdy musieliśmy chłopaków opuścić (mieszkał z jeszcze jednym Brytolem, Pitem – zrównoważonym, lecz równie przezabawnym prze-ziomem). Wernisaż fotograficzny, na który nas zabrali, zakończył się porannym światłowstrętem – eh.. artysty!
Następny był Neil – kanadyjski muzykant, który potrafił odłączyć się od rzeczywistości w połowie konwersacji i uciec na pięciolinie w swojej głowie. A muzykę umiał wydobyć nawet z wentylatora! Dał przepoteżny koncert, na którym moje nogi mogły w końcu się wyszaleć. No i oczywiście Clara – promiennie uśmiechnięty anioł z P(H)oland[ii]. Gadatliwa, ale mająca naprawdę dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia. Wspólnie spędziliśmy tydzień i już się przywiązaliśmy, i już tęsknimy za nią.
Odnośnie zaś do samego miasta, Pekin jest totalnie zanieczyszczony, olbrzymi i wciągający. Generalnie bardzo dużo się dzieje, a zwiedzać to i chyba miesiąc można. Tako też, po kolei:
Zanieczyszczenie. Neil pokazał nam zdjęcie, jakie zrobił z otaczających Pekin gór – niebieskie niebo i brązowa chmura nad miastem. Latem częsty komunikat na twitterze: „Powietrze trujące! Nie opuszczać domu!”.
Muzyka. Jeżeli kochasz muzykę na żywo, Pekin jest twym miejscem. Codziennie koncerty z przekrojem muzycznym od sasa do lasa. Scena punkowa jest nadal prężna, niemniej z lekko przetrąconym kregosłupem. Końcówka lat 80-tych i początek 90-tych to czas politycznie kontestującej sceny HC-punk, a władza w Chinach się nie pitoli. Tortury, więzienie, zastraszanie rodzin muzyków. Sex Pistols to przy tym znudzone chłopaczki, wykrzykujące hasła anarchistyczne. Aktualnie muzycy, tak jak całe Chiny, skupiają się na codziennym życiu, omijając polityczne miny.
Polityka. Nadal w większości odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Część ludzi chciałaby demokratycznych zmian, część na pytania polityczne włącza autopilot i przekierowuje się z aktualnej polityki na aktualną pogode (w sumie zrozumiałe, jest to w końcu państwo policyjne i tajniakiem może być w praktyce każdy). Olbrzymia masa jest jednak zadowolona z sytuacji, bogaci się, a przez to oddala od możliwosci demokratyzacji, bo syty lud nie ruszy na barykady. Opozycja intelektualna, bez kryzysu materialnego dotykającego większość społeczeństwa, nie osiągnie masy krytycznej, która byłaby w stanie zapoczątkować zmiany. Duch Tienanmen się ulotnił, a ludzie ubrali garnitury.
Chiński mur. Wybraliśmy się na najbardziej turystycznie obleganą część – Badaling. Jakież to autentyczne przeżycie dla ludzi bez wyobraźni (czytaj: ja). Odnowione mury, „jak wtedy” pełne ludzi – „żołnierzy” i my, jak te misie na Krupówkach, pozujący do dziesiątek zdjęć. Uśmiech nam z twarzy nie schodził – tak miłe to było przeżycie.
Jedzenie. Przesmaczny jogurt sprzedawany w glinianych naczyniach – obowiązkowy! Kaczka po syczuańsku i syczuańskie jedzenie, tłuste i pikantne, to miłość od pierwszego kęsa. Restauracje są wszędzie, od wykwintnych do ubogich. Zawsze w zasięgu wzroku jadłodajnia, a wybór olbrzymi. Ludzie kojarzą Chiny z kuchnią syczuanską, a yunańska dla przykładu jest delikatna, hainańska – bulionowata, zaś w Kantonie są wszystkożerni. Ile prowincji, tyle kuchni. Przez rok będziesz jadł i nie spróbujesz wszystkiego.
Z ciekawostek: Chińczycy lubią mięsa z kośćmi, wtedy podobno smakują lepiej. Stąd popularność kaczych szyjek. Snacki ze sklepu to totalna chemia i syf, ale wybór też ogromny. Zupki chińskie to natomiast podstawa w pociągach.
Sztuka. Chińczycy nie są tylko odtwórczy, czego przykładem jest Fabryka 798 – olbrzymi obszar postindustrialny, przeznaczony dla artystów. Obrazy, rzeźby, fotografie wysokiej jakości i w oszałamiającej ilości. Trzy – cztery dni co najmniej. Gorąco polecamy.
Michał Kitkowski i Maja Szymańczak.
POLECAMY TEŻ ZDJĘCIA – CZĘŚĆ II (PICTURES).