Czajnik elektryczny, a czemu nie samochód?

A to było tak! Podczas całej naszej podróży co i rusz pojawiał się temat samochodów elektrycznych. Ta idea śledzi mnie od dłuższego czasu zwłaszcza, że nie jest to jakieś science fiction, jak lot na Marsa. To się dzieje tu i teraz (tak naprawdę już 100 lat temu były samochody elektryczne). A czemu akurat samochód elektryczny? Bo jest to idea rewolucyjna! Zmiana w życiu każdego z nas byłaby przeogromna.

Wyobraźmy sobie miasto, gdzie każdy jeździ wyłącznie samochodem elektrycznym. To ustawiczne buczenie, warkoty i ogólny tumult, który panuje w każdym mieście zaniknąłby. Metropolie stałyby się ciche. Żyłoby się jak na wsi, gdzie…

Czytaj dalej

Inne Chiny w odDali. Cz. VI.

Yunnan w połowie składa się z mniejszości etnicznych.

Ostatni nasz przystanek w Chinach to Dali, miasto w Yunnanie – prowincji przejściowej, prowincji pogranicza. Pogranicza rządzą się swoimi prawami, mają letko wyczuwalną specyfikę sąsiednich krajów. I Yunnan jest inny.
Po pierwsze, w połowie składa się z mniejszości etnicznych i to nadal widać w ubiorze lokalnych ludzi. Jest folklor, jest kolorowo.
Po drugie – narkotyki. Yunnan jest w obrębie „Złotego trojkąta” – regionu produkcji opium i o ile całe Chiny walczą z rosnącym problemem narkomanii, o tyle w Yunnanie marichuana – no problem.
Dali łączy dwa powyższe wątki. Miasto posiada najpiękniej ubranych handlarzy narkotyków na świecie. Starsze panie w tradycyjnych ubraniach z szerokimi uśmiechami szeptem proponują gandzie. Jest to dość osobliwe zjawisko w kraju, w którym za narkotyki grozi kula w łeb.

Było to nasze ostatnie miejsce w Chinach, więc próbowaliśmy jeść na zapas, zwłaszcza w ich odmianach szwedzkiego stołu (za 5 złotych wybierasz sobie dowolnie spośród 10 różnych dań). Generalnie w Chinach jedzenie to wielka niewiadoma. Część potraw nie smakuje tak, jak wygląda, więc i nacinasz sie często na dania bez smaku (tak, tak, chińskie żarcie to nie tylko chilli, które zawędrowało tu dopiero 500 lat temu).
I tu nachodzi refleksja…

Czytaj dalej

Hardcore sleeper. Chiny cz. V.

Zakazy zakazami...

Kolej w Chinach to oddzielna historia. Żeby przemierzyć ten olbrzymi kraj w miarę sprawnie, chińskie PKP jest nieodzowne (2500 km – stopem 5 dni, koleją 38 godzin). Niemniej standard, w jakim możesz podróżować, różni się przeogromnie: od soft sleeperów (miękkie łóżka) – klimatyzowanych, z całodobową, miłą obsługą leżanek, do hard sitterów (twarde siedzenia) – zakopconych, zatłoczonych siedzeń z konduktorem, który opier… równo pasażerów, żeby nad tym chaosem zapanować. Nasz budżet pozwalał na podróż w owych ciekawych warunkach. I o ile na wschodzie, w okolicach Pekinu i Szanghaju, wygląda to jeszcze cywilizowanie (olimpiada i Expo od/na-uczyły ich pewnych zachowań), o tyle…

Czytaj dalej

„Tacy sami, a ściana między nami…” Chiny cz. IV.

Poranna partyjka w parku.

Yangshuo nieopodal Gulinu to wiejskie Chiny, jakie mamy w swojej wyobraźni. Urzekające góry, w Europie niespotykane. Pech chciał, że nawiedziliśmy to miejsce w okresie chińskiego święta narodowego. Cały naród wsiada do pociągów/ autobusow/ samochodów i gna do domów /na wakacje. Miasto zostało dosłownie oblężone. Kilometr ulicą pieszo to prawie pół godziny – wakacyjny koszmar rodem z Krupówek w lipcu. Ale, ale! Zależy, dla kogo! Chińczycy najlepiej i najbezpieczniej czują się w grupie. W pojedynkę są lekko pogubieni. Hałas to ich naturalne środowisko, cisza jest złowróżebna i pozbawiona życia. Doskonałym przykładem byli studenci angielskiego, z którymi…

Czytaj dalej

WyEXPOnowany Shanghai. Chiny cz. III.

Plaża w Qingdao.

Qingdao. Miasto – kurort (już samo to mnie odstrasza). Jako kolonia niemiecka, architektonicznie przypomina Sopot i Wrzeszcz (to mnie przyciągnęło). Miły spacer, potem kąpiel w morzu – po drugim gównie przepływającym beztrosko obok mnie, wycofałem się, zniesmaczony.

Shanghai. Brama do Chin. Finansowa stolica Państwa Środka ma za zadanie powalić, oszołomić i miło ugościć. Przyjechaliśmy tam po części też na Expo, które zobaczyłem po raz pierwszy (Maja już była).

Miasto. Masa. Maszyna. Shanghai jest na wskroś nowoczesny. Linie metra oplatają miasto jak pajęczyna. Pudong (takie chińskie City), który…

Czytaj dalej

Pekin (od?)twórczy – Chiny cz. II

Pekin.

Pingiao – bardzo ładne, tradycyjne stare miasto, zawalone turystami, a my sami do tego zawału dorzuciliśmy nasze dwa grosze. Kupiliśmy bilet pozwalający zwiedzić 19, najczęściej nieopisanych po angielsku, dość podobnych, a czasem jednakowych atrakcji. Zaczęliśmy je zwiedzać systematycznie, w ogłupiającym tempie, które zamieniło nas w turystycznych terminatorów. Wpadliśmy: pierwsza – nic, trzecia – nie ma, piąta – to samo, dziewiąta – o! fajne! cyk, siedemnasta – jeszcze to i to i do hotelu. Dogłębnie wzburzony tym przeżyciem…

Czytaj dalej

Goodbye blue sky… Chiny cz. I

Ucałowaliśmy chińską ziemię z tęsknoty i radości, po czym ułożyliśmy się do snu na lotniskowych fotelikach, czekając wschodu słońca. Na mieście (Urumchi) uśmiechałem się do wszystkiego i wszystkich. Jeszcze gdzieniegdzie cyrylica, coś potłumaczone, ale już brak kumacji i słodkie nieporozumienia. Chiny są inne, zaciekawiająco inne. Inność odurza, zachęca do poznania, zagłębienia się i zrozumienia. Na początku z pewną taką nieśmiałością – niezdarne operowanie pałeczkami, wielokrotne powtarzanie chińskiego słowa, „które przecież znam, tylko oni tu mogą mieć inny akcent”.

Obserwowanie ludzi w parku - jest co oglądać.

Czytaj dalej