Koncertlager Ozbekistan. Część II.

Wieża telewizyjna - pizgało!

Tashkient, jak prawie każda stolica, nie zachwyca. Zachwyca za to wieża telewizyjna, gdzie legalnie można wjechać na ósme, przeszklone piętro, nielegalnie zaś na 16-te (200 metrów). Nasz CS gospodarz zapłacił komu trzeba i wybiliśmy się ponad przeciętność, na otwartą przestrzeń, a że akutar tego dnia, w tym właśnie momencie nadciągnęła potężna burza piaskowa, mieliśmy ubaw po pachy i pełne portki ze strachu.

Z powodu żaru, jaki lał się z nieba, rejterowaliśmy w pobliskie góry. Sztuczne jezioro Charvak dało nam ochłodę, jakiej potrzebowaliśmy oraz przygodę, jakiej się nie spodziewaliśmy…

Mieliśmy ze sobą namiot, więc przydrożna reklama campu z wizerunkiem namiotu przyciągnęła nas jak muchy do miodu.
Camp ów okazał się obozem, w którym dzieci uczyły się angielskiego. Nie zrażeni, dotarliśmy do szefa tego lagru (rus.) i zaproponowaliśmy naszą pomoc za wikt i opierunek. W ten sposób spędziliśmy tydzień zamknięci w obozie z przeuroczymi dzieciakami (6-17 lat), synami i córami uzbeckiej elity. Mamy prawniczki i tatusiowie doktorowie lekką ręką płacą 250 $ od pociechy za dwa tygodnie wakacji (dwukrotność średniej miesięcznej pensji). W dorwanej przez nas ankiecie 13-latka deklarowała miłość do sushi i golfa, jednak po pierwszym dniu burżujskie maniery poszły w kąt i dzieci znów stały się dziećmi, choć nadal dziewczyny przebierają się trzy razy dziennie, a my od tygodnia w tych samych trzech koszulkach.
Mieliśmy spędzać tylko dwie godziny, rozmawiając z dzieciakami po angielsku podczas lekcji, lecz oddaliśmy większość czasu naszym robaczkom – skacząc, tańcząc, grając, rozmawiając, przytulając i nosząc na barana. Wakacje all-inclusive: basen i szama, tylko alkoholu nie uświadczysz (i dobrze). Wiele dzieciaków jest utalentowanych, a najciekawszą umiejętnością jest taniec techtonic, z którym zetknęliśmy się tu po raz pierwszy.

Popołudniowe roz(g)rywki.

Ciekawostką jest fakt, że cała ta dzieciarnia mówi po rosyjsku. Elita (i nie tylko) byłych republik radzieckich jest zrusyfikowana. Część Uzbeków nie potrafi nawet mówić w swoim ojczystym języku. Sam byłem świadkiem dość śmiesznej sytuacji, kiedy to dwie starsze, złotouste kobiety raz rozmawiały po rosyjsku, by po chwili plotkować po uzbecku. Totalny językowy misz-masz. Podobny burdel panuje z alfabetem. O ile Turkmenistan całkowicie przestawił się na łacinę, o tyle w Uzbekistanie oficjalnie używają łaciny, choć część dokumentów pisana jest cyrylicą. Reklamy pisane są łaciną bądź cyrylicą, a najlepszy jest mix obu na jednym billboardzie i, co by było śmieszniej, tylko część jest po uzbecku, pozostałe wysyłają przekaz w języku rosyjskim. Telewizja uzbecka jest nie do strawienia, więc króluje rossija. Jaka by nie była, masowa kultura rosyjska nadal ma mocny wpływ na swoje byłe republiki. To Rosja jest nadal oknem na świat. Oknem przybrudzonym, dodajmy.

Fatum. Pewnego dnia zagadał do nas kucharz–straszny-luzak i zaczął wypytywać o możliwość pracy w Polsce – wiza shengen – temat rzeka. Przekierowałem go od razu do Londynu, bo tam, w tym tyglu kulturowym, łatwiej się zagranicznym odnaleźć niż w ksenofobicznej Polsce. Następnego dnia rzeczony kucharz przygotował zupę grzybową, która wyglądała jak rozcieńczony muł. Jego pech, że z wizytą przyjechał akurat szef i zupa wylądowała na jego twarzy, a on sam na bruku. W zastępstwie przyjęli Marokańczyka, który, chyba tak jak my, spadł im z nieba.

SPECJALNIE DLA WAS, NOWA PORCJA ZDJĘĆ (PICTURES).

Ps. Sędzia kalosz! Hiszpanie powinni grać w filmach, nie na boisku!

Najmłodsi w rodzinie.

2 thoughts on “Koncertlager Ozbekistan. Część II.

Dodaj komentarz