Rankiem obudziliśmy się na terytorium Chile. Jak bardzo ten kraj raduje moje serce trudno mi opisać. Wyciągnięty kciuk zatrzymuje pierwszy lepszy samochód, a cel to Puerto Natales baza wypadowa do Torres del Paine. Jakby na potwierdzenie, że jesteśmy w moim ulubionym kraju, starsza para, która nas podwiozła, zaprosiła nas na pyszną pizzę w ciepłej restauracji, a na deser noc na wygodnych materacach u couchsurfera w ciepłym domu (powtarzający się przymiotnik „ciepły” świadczy o zdecydowanym zimnie panującym w tej części świata). Rozpuściliśmy się jak kostka cukru w herbacie. Nabraliśmy sił, obczailiśmy nudne jak dupa miasto i nasyciliśmy oczodoły górami prężącymi się w oddali.
Tag Archives: autostop w Chile
La Chupacabra i ostatnie klapnięcie klapków.
Czytaj dalej
Przystanek Austral.
Stało się! Stało się to, co miało się stać. Opuściliśmy Chile właściwe, które rozpuściło nas przełatwym autostopem, couchsurferami w każdym mieście i ryneczkami pełnymi owoców oraz warzyw i zapuściliśmy się w owianą legendą Carrterę Austral (Drogę Na Południu). Ten w większości szutrowy trakt wije się przez ponad 1000 kilometrów w terenie nadal z rzadka zamieszkałym przez człowieka. Opowieści o godzinach czy dniach czekania na stopa w jednym miejscu nie napawały nas optymizmem. Uzbroiliśmy się więc w najlepszy uśmiech, w kieszenie napchaliśmy pozytywnych myśli i rozesłaliśmy prośbę wici do bóstw i świętych autostopu…
Czytaj dalej
Autostopem do nieba.
Po Nowej Zelandii, która wydawała się autostopowym rajem na ziemi, przydarzyło nam się Chile. Porównując czas oczekiwania Chile wypada lepiej, ale i specyfika tutejszego stopa jest inna. Po pierwsze: jedna droga krajowa nr 5 przecinająca kraj z północy na południe. Ponad 3.000 często prostej i przez to nudnej trasy.
Najczęściej zabierają nas kierowcy ciężarówek, którzy pokonują setki, a w zasadzie tysiące kilometrów w tym chudym jak patyk kraju, gdzie europejski 8-godzinny limit za kierownicą nie obowiązuje. Piętnaście godzin w drodze czy zaspana nocka to norma, tak więc by przerwać tę nudę i podeprzeć czymś przekrwione oczy…
Czytaj dalej
Chile – ziemia obiecana.
Ale od początku. Już po przekroczeniu granicy z Peru o 8 rano udaliśmy się do rezerwatu Lauca pod granicą z Boliwią. Ciężarówka wspinała się ociężale, a roboty drogowe w ostateczności powstrzymały nas od dotarcia do celu. Zjechaliśmy z tych 4000 m w dół oddychając z ulgą cieplejszym i bardziej gęstym powietrzem. O 21 wylądowaliśmy w Poconchile, gdzie znajduje się wioska Hare Krishny…
Czytaj dalej
Chill w Chile. Cz. I.
Chile jest generalnie kawał drogi od własnego kontynentu. Wielkie supermarkety przyćmiewają maciupkie ryneczki. Kierowcy co i rusz zaskakują cię, zatrzymując się przed przejściami dla pieszych.
Iquique pachnie morzem, którego tak dawno już nie widzieliśmy! Ma bardzo przyjemną, drewnianą starówkę i długaśny, piękny deptak nadmorski. Poza tym…