Kontynuując naszą podróż wzdłuż wietnamskiej kiszki wylądowaliśmy w Hoi An, mieście krawców, gdzie samemu można zabawić się w projektanta mody. Urocze jest to miasto nadmorskie z kolonialną architekturą i akcentem polskim (pomnik „Kazika”, architekta, który życie poświęcił temu miastu). Wieczorem trafiliśmy do baru, który był ni mniej, ni więcej tylko brytolską kolonią w tym mieście. Tłumy naprutych, agresywnych Angoli, brzydkich, wyuzdanych i łatwych Angielek. My z poznanym Szwedem przycupnęliśmy w kąciku i obserwowaliśmy. Zaczepiony przez jakąś typiarę wdałem się w konwersację o, jej zdaniem, wyższości backpackersów (plecakowiczów) nad turystami, a oto moja konkluzja.
Backpacking to turystyka o mniejszym budżecie, bo śpimy po hostelach, jemy w restauracjach i cykamy zdjęcia. Dusimy się we własnym białym sosie, a nasza interakcja z lokalnymi jest szczątkowa i najczęściej w relacji klient-sprzedawca. Dumnie brzmiący „niezależni podróżnicy” (independent travelers) samodzielnie wybierają zorganizowane wycieczki, znajdują i targują się o hotel, przez który samodzielnie zamawiają bilet autobusowy. Tymczasem…
Czytaj dalej
Turysta czy backpacker? Wietnam cz. II.
Odpowiedz