La grande finale

Do Polski dotarliśmy w kwietniu 2012 roku – równo po 2 latach. Od tego czasu minęły już… prawie 2 lata. Wchłonięci przez TU i TERAZ nie mieliśmy nawet czasu podsumować podróży, a blog przykurzył się dość mocno. Czas na…

DSC_7204

FINAŁ!

Tak więc w domu. W znanych kątach, wśród znanych twarzy. Dwa lata to szmat czasu więc spodziewaliśmy się kolosalnych zmian, lecz te na pierwszy rzut oka pochowały się w starych śmieciach. Nasza adaptacja w środowisko poszła nader sprawnie i wtopiliśmy się w ciąg zdarzeń jak gdyby nigdy nic nie było. Dopiero zgłębienie się w historie poszczególnych ludzi unaoczniło nam zmiany. Ten świat znanych nam osób poszedł nie tyle do przodu co w różnych kierunkach, a my z czasem odkrywaliśmy ich trajektorie, dowiadywaliśmy się nowych faktów, które układały się jak puzzle dając pełen obraz nowej rzeczywistości. Tak jak powiedziała mi kiedyś spotkana Hiszpanka: „może nie widzisz, że twoje włosy rosną, ale one rosną”. Ta piękna metafora powinna spowodować, że po powrocie będziemy obrośnięci zmianami niczym długowłosi hipisi, lecz tak nie było. Czas ewoluował powoli i nasi dobrze znani znajomi byli tam, gdzie przed wyjazdem, czyli blisko nas, DSC_0048a my pomimo dzielącej nas przez ten czas fizycznej odległości nie odpłynęliśmy gdzieś daleko. Wylądowaliśmy w rzeczywistości i w niej się odnaleźliśmy. Nie znaczy to jednak, że echa wyprawy nie wracają co jakiś czas i stają nam przed oczami ‚jak by to było wczoraj’.

Ludzie spełniali swoje marzenia, realizowali życiowe plany i jak dawniej spotykali się, bawili, dyskutowali. Nasze rodziny ożyły dzięki małym krasnalom, które wykluły się pod naszą nieobecność. Te życia nabierają kształtów i obrastają w unikalne osobowości, a obserwowanie tego procesu jest najwiekszą radością, gdyż pozwala i nam odkryć świat na nowo. Nasi rodzice pozbyli się rodzicielskich trosk, bo pociechy w domu. My zas zaczęliśmy się rozglądać po Polsce, a dokładnie naszej małej ojczyźnie – miastu Gdańsk.

Ukończona droga Słowackiego – dawniej teoretyczny byt, teraz konkretny twór przecinający tkankę miejską. Wraz z Euro 2012 przybył do nas stadion i rzesze turystów i tak jak my ruszyliśmy w świat w poszukiwaniu innego, tak w myśl zasad Karmy inny zawitał do nas w konkretnej sile. DSC_8584Miło było widzieć nasze miasto multikulturowe choć na chwilę, choć na chwilę. No i to wszędobylskie polskie świergolenie! Me uszy tęskniły za nim a język wnet zaczął mielić na nowo polskie zdania. Serce tęskniło za Polską, tak samo zresztą jak żołądek, który rzucił się konsumować rodzime specjały. Z kiełbasą i bułką przycupnąłem w kącie jak dziecko z cukierkiem i zajadałem się tym polskim snackiem.
Może to różowe okulary, które na nosie nam pozostały i przez które widzieliśmy tylko dobrych ludzi dookoła, a może to realna zmiana, bo dwunożni na ulicy bardziej pomocni, uśmiechnięci. Ktoś powie: efekt Euro 2012. Jeśli tak, to warto było wydać te tryliardy eurodolarów. Poza tym te nowożytne igrzyska, które sprowadziły do nas zastępy obcokrajowców pozwoliły nam nadal nużać się w obcych kulturach. Po prostu miękkie ladowanie.

Dom. Dom, słodki dom. Uczucie stałości wróciło. Własne łóżko wróciło. Przestaliśmy być bezdomnymi włóczęgami z dobytkiem na plecach. MAŁA STABILIZACJA. Mała bo nadszedł czas, by realizować swoje pomysły. Zgodnie z zaleceniami Tomka Lewandowskiego zająłem się tym, co mnie kręci czyli zbawianiem świata instalacjami fotowoltaicznymi do produkcji zielonego prądu. Firma SunSol jest dla mnie tym, czym jacht Luka dla kapitana Tomka – narzędziem pozwalającym zrealizować marzenie. DSC_0395-2Marzeniem tym zaś jest uratowanie świata przed katastrofą ekologiczną. Podróżowaliśmy po całym świecie, sporo rozmawialiśmy i widzieliśmy, więc fakt globalnego ocieplenia stał się dla nas faktem unaocznionym. Szare, gryzące niebo nad Pekinem, usychająca Azja Centralna czy dziura ozonowa nad Patagonią to wystarczające powody by zacząć działać. Udział w zielonej rewolucji, która ogarnia świat jest czymś fascynującym. Fakt, że każdy z nas może produkować prąd i uniezależnić się od dyktatu monopoli pozwoli na powstanie prawdziwej demokracji energetycznej.

Co do podróży… Cóż, nie da się najeździć na zaś. Głód podróży powraca, o czym już niedługo…

IMG_7571-001

W klapkach Kubota dokoła świata

Zapiski z dziennika… Dziennika Bałtyckiego.

Na Galapagos pływali z żółwiami, w Boliwii sprzedawali kanapki a’la Polaco. O dwuletniej podróży dokoła świata, w którą Maja Szymańczak i Michał Kitkowski wybrali się autostopem, szanując ludzi, pieniądze i czas – pisze Irena Łaszyn.

DSC_0001 (2) Czytaj dalej

Klapki Kubota to Twój Styl!

Klapki Kubota zdobywają saloony! W Twoim Stylu poszło coś w tym stylu:

Już mają pracę, już ustawiają się w życiu. I nagle pomysł: wyjechać w świat, na długo, zostawić bezpieczny etat, nie brać kredytu na mieszkanie, nie zakładać jeszcze rodziny… Tak postanowiły Maja i Marta. Nie studentki, dla których podróż to sprawa jednej decyzji, tylko kobiety na początku dorosłej drogi. Co to zmieniło w ich życiu? Czu nie żałują? I czy miały do czego wrócić? Czytaj dalej

Niekonieczny koniec

Odwiedziliśmy Urugwaj zwany Szwajcarią Ameryki Południowej. Tak jak inne określenia typu Wenecja Azji czy Paryż Antarktyki – nijak się nie miało do tego kraju. Niemniej gdyby już chcieć się dopatrzeć podobieństw, to chyba zbiorem wspólnym byłby spokój, bezpieczeństwo i stosunkowo wysoki poziom życia obywateli oraz zabezpieczenia socjalne, na które stać zazwyczaj kraje europejskie. Najlepszym przykładem stabilności była starsza para Argentyńczyków, która zabrała nas na stopa. W Argentynie przeżyli trzy kryzysy, które trzy razy wyczyściły ich z oszczędności. Przeczuwając nadejście kolejnej katastrofy ekonomicznej postanowili na starość osiedlić się w Urugwaju.

Urugwaj - tradycja i nowoczesność

Urugwaj – tradycja i nowoczesność

Czytaj dalej

Klapki Kubota na KOLOSACH!!!

plakat20139 marca ok. godziny 18.00 w hali Sportowo-Widowiskowej „Gdynia” w hmm… Gdyni przy ul. Kazimierza Górskiego 8 Klapki Kubota State Of Mind zaprezentują swoją podróż na spotkaniach podróżników KOLOSY. Czy można opowiedzieć 2 lata w pół godziny? Przekonajcie się sami! My ze swej strony zawzięcie trenujemy szybkie mówienie.

Wjazd jak zwykle za darmosze, co zaś się z tym łączy tłumy i ostatnio podobno kolejki, choć organizatorzy zapewniają 4000 miejsc.

Wpadajcie, będzie nam szalenie miło!

„Jeśli nie wierzysz w Boga, nie wierzysz w siebie, a kiedy uwierzysz w siebie, możesz przenosić góry”

Kapitan Tomasz Lewandowski

Dnia 13.07.2012 na morzu zmarł kapitan Tomasz Lewandowski – wielki żeglarz, wielki człowiek. Opłynął samodzielnie świat dookoła: pod prąd, na przekór wiatrom, na łódce, którą sam sfinansował i sam poskładał.

Ale nie ten wyczyn był dla mnie miarą jego wielkości. Był on wielki swoją madrością, bo trzeba Wam wiedzieć, że nie ruszył w swój wielki rejs dla miejsca w Księdze Guinessa lecz płynął, by lepiej poznać siebie i pełniej zrozumieć otaczający go świat.

Tomek był domorosłym filozofem pochłaniającym setki książek. Ten samotny rok na morzu poświęcił na rozmyślaniach o naturze ludzkiej i boskiej. Bóg zaś miał miejsce specjalne w sercu kapitana, gdyż wierzył on w jego moc sprawczą. „Jeśli nie wierzysz w Boga, nie wierzysz w siebie, a kiedy uwierzysz w siebie, możesz przenosić góry”. Z tą maksymą w sercu spełnił swoje marzenie i planował spełniać kolejne. Niestety…

Czytaj dalej

Czajnik elektryczny, a czemu nie samochód?

A to było tak! Podczas całej naszej podróży co i rusz pojawiał się temat samochodów elektrycznych. Ta idea śledzi mnie od dłuższego czasu zwłaszcza, że nie jest to jakieś science fiction, jak lot na Marsa. To się dzieje tu i teraz (tak naprawdę już 100 lat temu były samochody elektryczne). A czemu akurat samochód elektryczny? Bo jest to idea rewolucyjna! Zmiana w życiu każdego z nas byłaby przeogromna.

Wyobraźmy sobie miasto, gdzie każdy jeździ wyłącznie samochodem elektrycznym. To ustawiczne buczenie, warkoty i ogólny tumult, który panuje w każdym mieście zaniknąłby. Metropolie stałyby się ciche. Żyłoby się jak na wsi, gdzie…

Czytaj dalej

Reisefieber (tłum.) – Biegunka Podróżnych

Do wyjazdu coraz bliżej. Gorączka atakuje napadami po załatwieniu kolejnej sprawy, która zbliża do wyjazdu, powodując nadmierne pobudzenie paraliżujące wszelkie działania – popadanie w euforię i uzasadnioną radość, gonitwę myśli, które gnają w jednym tylko kierunku – do wyjazdu! Czas do rozpoczęcia wyprawy kurczy się, ściska. Pod wpływem tego podciśnienia wystrzelimy w drogę. Gładkie przejście między stanem przedwyjazdowym a wyjazdem jest niemożliwe. Mamy wszystko, co potrzebne, a z czasem obrastamy w rzeczy mniejzbędne. Czekam momentu, w którym szpony przygody wciągną mnie w wir wydarzeń i jak żeglarz na wzburzonym ocenie zmierzę się z tym ogromnym światem pełnym przyjaznych i pomocnych ludzi.

Raisefuhrer

Przygotowania do wyprawy

Wiza jest nadal ogólnie obowiązującym na świecie ogranicznikiem czasu pobytu. Mytem, które należy uiścić za możliwość przebywania na skrawku ziemi. Od wieków możliwości korzystania z danego terytorium na ziemi starano się  ograniczyć za pomocą pieniędzy: dopóki je miałeś, byłeś przydatny. Ubogich nie potrzebujemy. Ubogi nie ma pieniędzy na myto, ubogi musi zostać tam, gdzie po raz pierwszy postawił swoją stopę na ziemi. Wolność dają pieniądze, choć w takim układzie niewolą jest mus posiadania pieniędzy.
Pozostałości kolonializmu są aktualne – biali europejczycy mogą wyjechać wszędzie, Azja musi dobijać się do wrót Europejskiej fortecy. Przykładem Uzbecy: na 100 osób aplikujących o wizy polskie, otrzymuje ją tylko jedna. Chyba tylko Ameryka może pokazać nam jeszcze figę z makiem z pasternakiem.
Tyle rozważania – my wizy już mamy, więc ucha natężam ciekawy i słyszę głos z Manieczek. Jedźmy, DJ woła: JAZDAAAAAAAAAA!!!!