…że jest to jeden z niewielu lodowców na świecie, który napiera wbrew globalnemu ociepleniu (większość lodowców niestety topnieje w oczach). Napiera on z niebywałą jak na twór raczej statyczny prędkością 2 metrów na dzień.
Przeszliśmy się po mieścinie, by stwierdzić że pamiątki to możemy sobie co najwyżej na wystawie pooglądać. Poocieraliśmy się trochę o luksusowych turystów korzystających z biur turystycznych organizujących wycieczki do Argentyny i udaliśmy się na pole namiotowe w cenie boliwijskiego hotelu.
Następnego dnia z samego rana szybkie 2 stopy i jako jednym z pierwszych tego dnia ukazał się nam majestat lodowej masy. Lodowiec mruczał i trzeszczał przebudzony, by w niewidoczny sposób zacząć swój codzienny marsz. Tłum turystów gęstniał, a my uciekaliśmy w coraz to dalsze zakamarki labiryntu antresol. Bóg lodu poirytowany intruzami zesłał zimy deszcz i te małe mróweczki uciekały pod ochronę dachów. Przestał. Wypełzliśmy, a bóg łaskawy uchylił nam nieba i oświecony promieniami słońca ukazał nam swoją niebiańsko niebieską dostojność. Skrząc się nieziemskimi odcieniami błękitu i turkusu machnął na nas od niechcenia wielkim kawałkiem lodu, który runął w otchłań jeziora posyłając fale. Cud nad cudy. W naszej przesyconej atrakcjami przygodzie udało się znaleźć coś, co wywołało zachwyt i podniosło ciśnienie ciekawości.
Z powrotem w mieście udaliśmy się obejrzeć lokalną atrakcyjkę, jaką był rezerwat ptactwa, po czym wróciliśmy do niewygód namiotu, by z rana ruszyć w kierunku kolejnej atrakcji Patagonii.

Czekaliśmy na skrzyżowaniu otoczeni bezmiarem niczego, w oddali domostwa dodawało otuchy i towarzystwa. Kolejne samochody mijały nas obojętnie, gdy wtem na pobocze zajechał wypasiony wóz terenowy. Takie z zasady spisujemy na straty… Przywitała nas uśmiechnięta para, a kosmiczna chemia zagrała od razu. Oboje byli już dojrzali, ale biła z nich siła ciała i ducha. Tajemniczym balsamem okazała się miłość. Ten wiek nie kojarzy się z miłością, na którą się chucha i dmucha i stara tak mocno, a jednak! Oni tą świeżą miłością emanowali, nierzadko onieśmielając nas, młodych, swoim miłosnym żarem.

Ropa. Pędząc przez Patagonię co i rusz widać maszyny mozolnie wypompowujące z ziemi ropę, ale paradoksalnie ujrzycie również olbrzymie kolejki na stacjach benzynowych. Wynika to z tego, że rafinerie znajdują się na północy, tysiące kilometrów od miejsca wydobycia. Każdego dnia dziesiątki cystern kursuje w te i wewte, by zaspokoić wakacyjne zapotrzebowanie na benzynę.
I tu naszła mnie myśl: prądu nie trzeba wozić cysternami! Prąd podróżuje kablami, a dzisiejsza technologia może go w sposób ekologiczny produkować na miejscu przy pomocy turbin wiatrowych czy paneli fotowoltaicznych. Jeszcze jeden punkt dla samochodów elektrycznych. Już nie mogę się doczekać ich masowej produkcji. A tymczasem autostop najbardziej ekologicznym środkiem transportu (zaraz za rowerem oczywiście).
ZAPRASZAMY DO GALERII (PICTURES).