Spytacie, co wspólnego ma graffiti i akupunktura? Zupełnie nic. No nie zupełnie. Jest taka mała chilijska osada, która skutecznie opiera się pośpiechowi współczesnego świata. Villarica nad jeziorem o tej samej nazwie jest cichym i spokojnym miasteczkiem, gdzie przyjęła nas przesympatyczna para Paola i Jorge. Zamieszkaliśmy w ich domu dla hobbitów, gdzie oddawałem się czołobitności niskim progom. Żyliśmy ich hobbickim trybem życia z małymi troskami i wielką radością życia. Tu każdy dzień był okazja do odwiedzenia kogoś z rodziny albo sąsiada na „krótką” godzinkę – ot tak, by pogadać o niczym szczególnym. Samo miasto ma utalentowanych grafficiarzy, których dzieła możesz obejrzeć tu.
A co do akupunktury, to sympatyczna amerykanka Pat, która też z nami przebywała w ramach CS, miała moc specjalną w rękach. Potrafiła nimi leczyć. I o ile akupunktura kojarzy się z igłami, ta była psychicznie przyjemna, bo energię naszych ciałach pobudzała Pat palcami. I tak bóle pleców od ciągłego tachania plecaka przeszły jak ręką odjął. Wiara w czary mary czyni cuda. A sama wiara w samego siebie potrafi uczynić cię wszechpotężnym.
ZDJĘCIA Z HOBBITOWA (PICTURES).