Hip! Hip! Hippisi!

Tęczowy uścisk.

No i udało się! Po półtora roku, od kiedy nasz couchsurfer Kiarash z Iranu opowiedział nam o Rainbow Gathering i średnio intensywnych poszukiwaniach nasz przyszły couchsurfer z Villarrici wyskoczył z propozycją udania się w okoliczne góry na ten dziwaczny zjazd brudasów. Bo czym jest teoretycznie owe Tęczowe Zgromadzenie? Idea jest stara jak hippisi. Ludzie zbierają się w jednym, odległym od cywilizacji i bogatym w naturę miejscu. Przez księżycowy miesiąc starają się żyć zgodnie z ową naturą, bez pieniędzy, w systemie ekonomicznym przypominającym barter. Tyle od strony technicznej.

Od strony praktyczniej wygląda to mniej więcej tak:
Po wdrapaniu się na stromą górkę ujrzeliśmy pierwsze namioty rozbite to tu, to tam, a z oddali dochodziły nas…

…dzikie wrzaski i zbiorowe pohukiwania. Pierwszy napotkany obozowicz objął mnie przyjacielskim uściskiem i przywitał słowami ”Witaj bracie!”. Tulił mnie chyba z minutę. Zapachniało sektą… Niczym nie zrażeni poczęliśmy witać się z kolejnymi obozowiczami. Godzinę później i 50 przytuleń dalej zaczęliśmy rozglądać się w sytuacji. Miejsce było przeurocze: las na szczycie góry, a w lesie jeziorko w kształcie serca (zobaczcie sami!). Marzenie hippisa! Tylko właściciel terenu swą piłą łańcuchową ciął nieco nastrój sielanki i raju.

”No dobra! To co tu się robi?”
Z początku wydawało się, że niewiele. Ludzie kręcą się bez celu, gadają, grają na gitarach.

Przygotowania do temaskal.

Niemniej już drugiego dnia wyłonił się obraz bardziej aktywnej społeczności. Zajęcia jogi, akupunktury, tańce energetyczne, czytanie gwiazd… No czysta ezoteryka!

Maja korzystała z dobrodziejstw jogi, a ja wziąłem udział w obrządku temaskal. Jest to coś jak sauna, tylko w malutkim namiocie upchanym po brzegi ludźmi. Obrządek ten był przeżyciem specjalnym. Przemieściliśmy się z okresu dziecięcego, przez młodość i wyszliśmy stamtąd w pełni rozkwitu naszych sił, by zmieniać nasz świat. Ktoś pomyśli: ”Jakie zioła tam palili?” Nic z tego! Na Rainbow Gathering nie ma narkotyków, nie ma alkoholu i nie ma mięsa i bardzo dobrze, bo nie masz wrażenia, że jesteś na jakiejś długiej imprezie, ale że przyjechałeś w konkretnym celu stania się lepszym. Ja np. nauczyłem się, jak ważny jest kontakt fizyczny z drugą osobą i że musimy nauczyć się oddzielać seksualność od szczerych, dobrych intencji zwykłej miłości do innych ludzi.

Niemniej pomiędzy tą uśmiechniętą atmosferą czaił się wróg największy tego zgromadzenia – leń śmierdzący. Śmierdział on czasem bardzo realnie i wyczuwalnie, bo niektórzy byli tak leniwi, że w jeziorku wykąpać nie chciało się im. Całą tą 50-osobową społeczność ciągnęło chyba z 5 osób,

Owsiankowa kupa.

a tylko ja miałem czelność zwrócić jednemu bumelantowi z drugim uwagę, że gary nie zmywają się same, a wodę ze źródełka trzeba przytachać.
Wróg nr 2. Dzielmy się wszystkim… czyli niczym. Spotkanie Tęczowe z zasady powinno się odbywać bez użycia pieniędzy, ale, wiadomo, to bzdura. Bez pieniędzy to się możemy do siebie uśmiechać, ale w brzuchu jednak burczy. Posiłki gotowane są wspólnie i każdy po takim posiłku wrzuca ile może do „magicznego kapelusza”. A że oprócz pieniędzy można wrzucić „dobre myśli” i „piękne słowa”, to zdarzało się, że po przejściu kapelusza nasza 50-osobowa wspólnota zdołała uzbierać 12 zł, z czego 6 ziko było od nas. Gdyby nie Amerykanin, który jednorazowo na „dzień dobry” wrzucił 100 dolków, impreza zmarłaby z głodu. Nieraz jedliśmy owsiankę zasmażaną, placki z owsianki czy czereśnie z owsianką, bo nie było niczego innego. Ta chmara darmozjadów, w sumie nie biedna, bo w hippisów biedni ludzie się nie bawią, nie poczuwała się, by to wszystko sprawnie funkcjonowało i każdy liczył na innych. Gdyby zaś każdy dał te 3 złote, to za 150 srebrników da się upichcić wegetariańskie jedzenie na bogato.

Podsumowując!

Sen śniony przez miliony...


To oderwane od rzeczywistości według nas spojrzenie na świat nie było oderwane. Było rzeczywistością stworzoną przez wielu ludzi. Sen śniony przez jedną osobę pozostaje snem, śniony przez miliony staje się rzeczywistością. Nie ma powodów, by zamykać się na nowe doznania. Odkrywanie swego wnętrza jest tak samo ważne, jak działanie na zewnątrz. Ale! Idea piękna, lecz jednak weekendowa. Miło było to przeżyć, niemniej na dłuższą metę szlag by człowieka trafił z taką bandą leni patentowych, choć sympatycznych i do rany przyłóż.

HIPPISÓW FOTOGRAFOWAŁ HIPPIS JORGE (PICTURES).

Hippisi!!!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s