La Serena była przyjemnym, bo prawie kolonialnym miastem. Jakiś prezydent w latach 50-tych kazał je przebudować na tą piękną modłę. Rozkoszowaliśmy się zielenią i przyjemną pogodą oraz naszą couchsurferką – sympatyczną studentką Cecylią.
Opowiedziała nam o bardzo ciężkim losie studentów w Chile, bo student w Chile nie może być biedny. Biednego studenta nie będzie stać na czesne, które tu, w zależności od kierunku, wynosi od 600 do 1.500 zł miesięcznie, przy średnich zarobkach podobnych do tych w Polsce. Tak więc albo twoi rodzice są dziani, albo zaciągasz kredyt, który wcale nie jest preferencyjny (średnio spłacasz dwa razy tyle). Do tego kredyt na mieszkanie i już jesteś w przysłowiowej dupie, bo bez wykształcenia szanse na dobrze płatną pracę są nikłe.
Z tej sytuacji narodziły się protesty studenckie, które…
…swoją skalą zdołały się przebić do mediów światowych (miejscami przypominały wojnę). Protesty były masowe, a poparcie wśród ludności olbrzymie (większość ludzi ma dzieci i sama pamięta czasy edukacji bezpłatnej). Na przeszkodzie stoją jednak interesy polityków. Edukacja to bardzo intratny biznes, a tak ci z lewicy, jak i z prawicy są właścicielami szkół i ani myślą strzelać sobie w nogę dla dobra społeczeństwa. Kraj do biednych nie należy, bo od kilkunastu lat nie ma długu publicznego, a każdy rok notuje nadwyżką wpływów – głównie z miedzi. Tylko że jak miedź się skończy, zostaną obywatele, więc lepiej, żeby w ich głowach nie było pusto.
Jak by tego było mało, podział bogaci-wykształceni a biedni-niewykształceni zaczyna się już w podstawówce, bo i te dzielą się na prywatne z dobrą kadrą pedagogiczną i publiczne, do których, jeśli tylko cię stać, dzieci się nie posyła, bo poziom jest tak marny, że szanse dostania się na studia są praktycznie zerowe. Uważam więc, że nasz polski system relatywnie równych szans, który pomaga biednym, a zwłaszcza zdolnym studentom jest o niebo lepszy.
Dobra strona protestów jest taka, że z powodu zamkniętych uniwersytetów rok szkolny przesunął się o dwa miesiące i normalnie od grudnia, według relacji kierowców, drogi pełne są autostopowiczów, a my doświadczyliśmy przyjemny brak konkurencji. Inna kwestia jest taka, że Chilijczycy nie ufają Chilijczykom, a taki turysta musiałby się wykazać nie lada zawzięciem, żeby z drugiego końca świata przyjechać tu okradać ludzi. Lecz czas z tego przyziemnego świata problemów ucieć w bezmiar wszechświata!
Lekko zbombieni po urodzinach dnia poprzedniego udaliśmy się do Vicuñi (centrum komercyjnej astronomii), gdzie wieczorową porą rozgwieżdżone niebo uchyliło nam rąbka swej tajemnicy. A tylko rąbka, bo więcej nie jesteśmy w stanie aktualnie ogarnąć. Najsilniejszy teleskop odległe galaktyki widzi jak my aktualnie gwiazdy z tą różnicą, że przy użyciu specjalnej aparatury może wykryć skład chemiczny planety. W ten sposób dość niedawno udało się odkryć planetę prawdopodobnie zdatną do zamieszkania. Myk polega na tym, że znajduje się ona 600 lat świetlnych stąd, a my w ciągu roku możemy przebyć 0,03 lata świetlne, więc na ten moment jest to czysta teoria.
No właśnie! Tu pojawia się kolejna kwestia, bo rocznie sama Unia Europejska wydaje miliardy euro na obsługę i konstrukcję nowych teleskopów. Najnowszy, zwany ELT (Extremely Large Telescope – Ekstremalnie Wielki Teleskop) tworzy się latami (samo lustro wytapia się i studzi 2 lata, po czym przez kolejne 2 jest polerowane, by doprowadzić je do perfekcji). Konstrukcja nowych teleskopów pomoże nam zrozumieć, jak zaczął się nasz wszechświat, a tym samym – jak się on prawdopodobnie skończy, pozwoli poinformować Ziemian o nadchodzącym wielkim meteorycie, co da nam 10 lat ekstremalnie ciężkiej balangi, bo powstrzymać takiej masy skały nie potrafimy. Da nam też możliwość nawiązać kontakt z innymi cywilizacjami.
Ktoś powie: miliardy w błoto! Ja powiem: wręcz przeciwnie! My musimy spoglądać w gwiazdy i kiedyś tam uciec, bo jeśli zależy nam na rodzaju ludzkim, to opuszczenie naszej planety leży w naszym interesie. Aktualne przeludnienie i w daleko dalszej przyszłości wygaśnięcie słońca zmusi nas do przeprowadzki, a ja do idei homo sapiens jestem przywiązany i istoty myślące, jakkolwiek głupie by nie były, to rzadkość i zliczyć je można na jednym palcu jednej ręki.
Wycieczka uświadomiła nam, że wszechświata umysłem nie jesteśmy w stanie ogarnąć, a przestrzenie są odległe i abstrakcyjne. Dla zainteresowanych gwiazdami polecamy bezpłatny program Stellarium, dzięki któremu można obserwować niebo ze wszech stron.
Myśleliśmy, że utkniemy o drugiej w nocy na górze, ale gdzie tam! Zagraniczni są jak zwykle mile widziani i już mknęliśmy z bandą dzieciaków w wieku 10-14 lat autobusem spowrotem do La Sereny, gdzie czekało ciepłe łóżeczko. Z rana feria (rynek), gdzie odkryliśmy, że ceny owoców i warzyw są 2-3 razy tańsze niż w supermarketach (czereśnie za 3 zł/kilogram w grudniu!).
Wieczorem ruszyliśmy do Ovalle do wynalezionej tam polskiej couchsurferki. Jehowi, którzy nas zabrali i podwieźli pod sam dom zwrócili uwagę, jak mili i pomocni są wyznawcy tej religii. Nie chcieliśmy podważyć ich wiary i powiedzieć, że to akurat zaleta wszystkich Chilijczyków. Z Martą spędziliśmy dwa bardzo fajne wieczory, bo to bratnia dusza i dziewucha na skwał! W kopalni na głównym froncie jako geolog pracuje i to w środowisku stricte męskim.
Niestety czasu mało, więc wkrótce wylądowaliśmy w Viñi del Mar – bardzo czystym i europejskim kurorcie nad morzem. Z rana wybraliśmy się na duży spacer po Valparaiso, ale ten spacer wymaga oddzielnego wpisu, zatem do zobaczenia wkrótce!
PARĘ ZDJĘĆ DOSTĘPNYCH TUTAJ (PICTURES).
Ta ręka jest super! Z miłą chęcią wybrałabym się w taką podróż..
Foty pierwsza klasa 😀 Świetny blog 😉