Mój Ekwador ulubiony, ulubioonyyy… Cz. I.

Jezus wyzwolony!

Na granicy La Balsa byliśmy już o 7:00 rano. Na próżno, gdyż ta otworzona została o 9:00. Po przejściu na drugą stronę i załatwieniu formalności okazało się, że mamy czekać jeszcze 3 godziny, aż nasz drabinowóz zawiezie nas do najbliższej sensownej mieściny. I tak z wolna chłonęliśmy ten leniwy charakter przejścia na końcu bitej drogi. W Zumbie okazało się, że jeden autobus odjechał 30 minut temu, następny za 3 godziny. Tradycyjnie udaliśmy się więc na rynek, by odkryć tylko jedno działające stanowisko. Na dodatek przytrafiła się nam od razu ciekawostka, bo…

…podanego kurczaka z ryżem mieliśmy spałaszować przy pomocy łyżki i nie raz, nie dwa wam się to w tym kraju przytrafi.

Do miejscowości Vilcabamba, znajdującej się 150 km od granicy dotarliśmy o 22:00. Przespaliśmy się, a z rana uderzyła nas fala ciszy i spokoju. Pan Czas wyraźnie się tam nie spieszy. Na spacerach po okolicznych łąkach towarzyszyły nam konie i jak się na nie popatrzyło z bliska, dostrzegało się, jakie to wielkie i piękne zwierzęta. Na okolicznych pagórkach lokalni murarze stawiali domy zagranicznym emerytom. Samo miasteczko przypomina Ciechocinek, gdzie starsi ludzie przyjechali uczepić się swojego życia. Wieczorami podstarzali hippisi pierdolą farmazony, że po ´68 było już tylko gorzej, a się po prostu dorosnąć nie chciało i zostało rozpamiętywanie dzieciństwa.
Vilcabamba skrywa dwie tajemnice. Po pierwsze, jej mieszkańcy dożywają bardzo sędziwego wieku, a po drugie, niektóre twarze lokalnych mają dziwną, rozpłaszczoną i fascynującą fizjonomię, której nie widziałem nigdzie indziej.

Z ciężkim sercem opuściliśmy tą mieścinę i stopem udaliśmy się do Cuenci.

Najlepsze ornado tylko w Cuence!

Miasto urzekło nas architekturą, bo gdzie się nie ruszysz, renesans bije po gałach. Rynek centralny mieści najlepsze stoiska z ornado (całą pieczoną świnią) w całym Ekwadorze. Ta wieprzowina wprost się do ciebie uśmiecha.

Bernarda, anioł wcielony, pokazała nam zakątki miasta, z których o trzech warto wspomnieć.
Muzeum Sztuki Zakazanej prowadzone przez lokalnego artystę, ekskomunikowanego przez lokalnego biskupa. Jest to bar pełen groteskowych, obrazoburczych rzeźb i malunków. Najciekawszym wg mnie był Jezus uwolniony z brzemienia, jakim jest krzyż.
Po sąsiedzku znajduje się domek, gdzie swych dni dożywa leciwy Holender. Przerobił swoje mieszkanie na muzeum i antykwariat. Z chęcią zamieni z tobą kilka słów i wytłumaczy, jak działa pralka z lat 70-tych.
A za rogiem firma Barranco pochwali się swoją kolekcją kapeluszy panamskich i opowie o ich produkcji. A skąd kapelusze panamskie w Ekwadorze? A stąd, że pracownicy kopiący kanał panamski nosili te wytrzymałe nakrycie głowy, a załogi przepływających statków poniosły mylną wieść dalej.

Niechętnie opuściliśmy Cuencę i udaliśmy się do Guayaquil, gdzie w co ciekawszych dzielnicach strzelaniny to chleb powszedni. Cezar był Kolumbijczykiem, którego rodzina kilkanaście lat temu opuściła kraj rodzinny, a którego współziomków oskarża się tu o bandytyzm i wszelkie zło. Cezar był zaprzeczeniem tego stereotypu. Sympatyczny architekt o dobrym sercu i z wiecznym uśmiechem na twarzy. Dał nam coś, co miasto mogło dać z trudem, czyli dobrą zabawę i razem z Dianą, pół-Rosjanką, pół-Ekwadorką, roznieśliśmy budę na strzępy.

Bracia Marx

Z rana w stanie lewitacji udaliśmy się na lotnisko i ulecieliśmy na wyspy Galapagos. Jak tam jest i co tam się robi – w następnym odcinku.

Ciekawostki.

Po paru nieudanych prezydentach (śpiewający wariat odsunięty przez parlament czy jegomość uciekający z walizkami dolarów helikopterem) trafił się krajowi chyba całkiem sensowny. Wśród obywateli panuje ogólne przekonanie, że idzie ku lepszemu. Może to wynikać z propagandy sukcesu, którą widać na każdym kroku. Niemniej ¨rewolucja obywatelska¨ przyniosła wymierną korzyść, jaką jest budowa dróg. Wszędzie widać praktycznie nowy, świeży asfalt. Dla nas to na plus, bo stopując nie inhalujemy się tonami pyłu.

Autostop. W Ekwadorze rozhuśtaliśmy się na całego, zwłaszcza, że stop działa idealnie. Nie czeka się więcej niż 10 minut i tylko z rzadka ktoś chce pieniądze, a jak powiesz, że chcesz za darmo, to pojedziesz.

Czemu lamy to llamy? Nazwy niektórych zwierząt są dziełem przypadku. I tak: lama wywodzi się stąd, że konkwistadorzy odkrywszy nowy ląd i nowe zwierzę, zapytali po hiszpańsku tubylców: ¨Como se llama?¨ (¨Jak się nazywa?¨). Na to nie rozumiejący ni w ząb Indianie odpowiedzieli z głupia frant: ¨Llama?¨ (¨Nazywa?¨).

PIERWSZA PORCJA ZDJĘĆ Z EKWADORU DOSTĘPNA JEST TUTAJ (PICTURES).

Kapelusze panamskie w Ekwadorze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s