W La Paz spotkaliśmy się z oficjalnym ambasadorem Polski na terenie Boliwii – Szymonem Kochańskim. Placówka nie jest uznawana przez rząd polski, zapewne z powodu zazdrości, bo jest to najprzyjaźniejsza ambasada, w jakiej byliśmy. Na wstępie uraczyła nas kielichem o 8 rano, a wieczorem, z pozostałą częścią polonii, spożywaliśmy. Gadka się kleiła i robione przez nas pierogi też.
Szymon, jak przyjechał na wakacje, tak się rozkochał w Boliwii i w swojej anielsko dobrej dziewczynie. Po 3 latach miłość do kraju trochę klapła, bo przyszło żyć w tym latynoamerykańskim państwie dłużej, to i absurdów i biurokracji się naoglądał. Niemniej Szymon zafundował nam jazdę bez trzymanki i ogląd tego kraju przez szkło mędrca.
Dla przykładu, prezydent Evo Morales – najdłużej urzędujący prezydent (na 200 lat historii kraj ten miał 200 rządów), jest człowiekiem zdecydowanie zmieniającym zdanie. Na zeszłe Święta, dokładnie w dniu Wigilii…
…rząd ogłosił zniesienie rujnujących kraj dopłat do benzyny i, na osłodę, podwyżkę dla nauczycieli i mundurowych. Lud jednak zaczął wydawać pomruki niezadowolenia i zablokował kraj (wcześniej Evo był Lepperem tego kraju). Cofnięto dekret o zniesieniu opłat i o podwyżkach też, czym rozsierdzono kolejną grupę ludzi.
Jak na barwną postać przystało, Evo słynie z wypowiedzi typu: ¨Kurczaki z USA powodują homoseksualizm.¨ Określenie tym ciekawsze, że USA sponsoruje niemałą część budżetu Boliwii, który sypie się, bo nikt w tym kraju nie płaci podatków. Pani dentystka, którą odwiedziliśmy, skasowała nas za usługę, a podatek, przepraszając, że musi, dodała dopiero wtedy, gdy poprosiliśmy o rachunek. I tak z absurdu w absurd.
Ciekawostka.
Simsonowie, żółte ludziki z Ameryki, są tu bardzo popularni, w przeciwieństwie do państwa amerykańskiego, zjednoczonego i stanowego.
Morze, wasze może…
Boliwia w 1872 roku utraciła dostęp do morza w wyniku wojny o Pacyfik z Chile. Do dnia dzisiejszego pozostawiło to widoczny ślad w postaci pooranej psychiki narodu. Każdy rząd obiecuje odzyskanie tego skrawka wybrzeża, a wiele problemów, np. wysokie ceny międzynarodowych paczek pocztowych, tłumaczy się brakiem dostępu do oceanu. Evo również obiecuje Boliwijczykom wakacje nad słonym akwenem.
Copacabana.
Nazwa brzmi znajomo, lecz nie jest to ta sławna Copa. Jest to za to dość ładne miasteczko nad jeziorem Titicaca. Port, z którego udaliśmy się na wspomnianą wcześniej Isla del Sol (wyspa słońca).
Następnego dnia opuściliśmy Boliwię z uśmiechem, gdyż wiedzieliśmy, że niedługo tu wrócimy.
Ps. Mieliśmy przyjemność oglądać ¨Sezon na lwy¨ – genialny film na podobieństwo ¨Bułgarskiego pościgu¨. Nakręcony przez trzech wykręconych ludzików z Polski: Pasikonika, Szymona i Filipa. Rzecz dzieje się głównie w Sucre i opisuje perypetie naszych rodaków.
Próbują dostać obywatelstwo boliwijskie, uciekają przed wszędzie czychającymi na nich Niemcami lub tańczą krakowiaczka na rynku głównym, a to wszystko w lokalnych strojach ludowych. Polecamy gorąco!
ZDJĘCIA Z BOLWII DOSTĘPNE JAK ZWYKLE TUTAJ (PICTURES).