Argentyna bogata tym, co ukradnie tata. Cz. I.

Tani transport publiczny w Buenos.

W drodze do Ameryki Południowej mieliśmy międzylądowanie w Nowej Zelandii, gdzie jak zwykle w 10 minut złapaliśmy stopa do Auckland, zabraliśmy rzeczy odzyskane z Christchurch (utknęły tam po trzęsieniu ziemii) i bez problemu złapaliśmy kolejnego stopa na lotnisko. Rodzinka, która nas zabrała, nawet tam nie jechała. Po prostu mieli czas i nieodłączny u Nowozelandczyków uśmiech. Liznęliśmy najlepsze na świecie lody Kapiti i ruszyliśmy w 12-godzinną podróż przez nie wiem ile stref czasowych.

W Buenos Aires utknęliśmy na lotnisku z powodu braku klepaków, którymi można płacić w autobusie. Po uciułaniu kilku monet ruszyliśmy transportem publicznym do naszego gospodarza. W ten sposób już po pięciu godzinach byliśmy na mięsnej uczcie. Sól, pieprz i niebo w gębie! Widać, w czym Argentyńczycy się specjalizują, choć…

…wiecznie głodni Chińczycy powoli zmieniają profil eksportu tego kraju z wołowiny na soję. Za kilka lat w Buenos będziesz mógł wcinać tylko steki sojowe.
Jeszcze przez tydzień zmagaliśmy się ze zmianą czasu zwłaszcza, że wyspać się nie da w kraju, gdzie pierwsza w nocy to sensowny czas na pójście do łóżka. W międzyczasie zwiedzaliśmy Buenos – miasto bez korków, z szerokimi, jednokierunkowymi ulicami. Rozkoszowaliśmy się tanim transportem publicznym, choć posiada on jeden znaczący feler – ¨ladronów¨. Złodziejstwo jest tu plagą.

Fernando wymiata na pile.

Większość osób nosi plecaki na brzuchu (cecha zazwyczaj wyróżniająca turystów). Nasz couchsurfer był okradziony siedem raz, a ja sam o mało nie straciłem papieru toaletowego z plecaka. Następnego dnia powstrzymałem złodzieja w trakcie obrabiania zagadanej dziewczyny.
Wujek Dobra Rada. Podejrzane osoby trzymają z przodu jakąś kurtkę czy szal, jako kamuflarz. Pamiętajcie, by zapinać plecaki na agrafki.

Jak zwykle dobrze wybrany, kolorowy couchsurfer – dał nam próbkę gry na pile i zabrał na nocny objazd po Buenos. Dyskoteki i kluby tango, gdzie zwykli ludzie spotykają się, by tańczyć przez całą noc. No i na deser graffiti. Buenos jest pełne pięknych bohomazów, albo to kontrast z relatywnie niepobazgraną Australią i Nową Zelandią. Coś w tym jest, skoro jedna z prac znanego grafficiarza Blu była robiona właśnie tutaj.
Miasto żyje i tętni nocą. Koncerty, wystawy i sami ludzie nadają metropolii rytm. Nocne autobusy są żywe, a nie dogorywające resztkami szarej masy.
Podczas zwiedzania rzuciliśmy okiem na kościoły, a tam nadal nasz Jan Paweł II króluje. Nowy się nie przyjął. Pewnie przez TE oczy.

Ceny. Przewodnik z 2010 roku miło nas zaskoczył cenami w Argentynie. Rzeczywistość zaskoczyła nas jeszcze bardziej. Rokroczna 30-procentowa inflacja zakosiła nam sprzed nosa luksusy. Choć i tak jest o niebo lepiej, niż w Australii. Po tygodniu odkryliśmy, że ceny z przewodnika mnożymy razy dwa lub trzy i będziemy gdzieś blisko rzeczywistości, zwłaszcza, że system podwójnych cen dla Argentyńczyków i cudzoziemców trzyma się mocno. Niemniej żarcie z ulicy i supermarkety z kiełbą (prawie tak dobra, jak w Hiszpanii) i serem utrzymują nasze trele-morale wysoko.

Kto chce lody?

Większość Argentyńczyków narzeka na drożyznę, choć sprzątaczka u klasy średniej to standard, a nie luksus. Prawda jest taka, że poziom życia mają jak w Polsce, więc nie najgorzej. Po prostu spadli z wysokiego stołu. Źle ma biedota (1/3 społeczeństwa) buszująca po śmietnikach, zajmująca się drobnym handlem bądź drobną kradzieżą, aby dożyć do smutnej śmierci.

Mleko z kawą, nie kawa z mlekiem. Kolejny przykład, że nie jest tak źle, skoro nie muszą kofeiny rozcieńczać wodą.

Hiszpański. Język przydatny w większości krajów Ameryki Południowej. Traktowany jako lingua franca, stąd ludzie zakładają, że ty też się nim posługujesz. Bo w zasadzie jest to język międzynarodowy. Słyszany od Meksyku po Patagonię. Jest to język, którym posługuje się najwięcej krajów na świecie. Jeśli w końcu uda im się ulepić unię południowoamerykańską (MERCOSUR), może być to najbardziej spójny blok państw.
Ja sam odkryłem, jak wiele hiszpańskich słów znam z piosenek lub angielskiego (łaciny). Mimo tego posyłam Maję na pierwszą linię. Jest to jednak frustrujące, jeśli jest się przyzwyczajonym do załatwiania rzeczy, więc się spinam i wspinam po językowych szczeblach.

ZDJĘCIA Z BUENOS (PICTURES).

Bohater dnia codziennego.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s