Na północnej wyspie wylądowaliśmy nocą i nasz CS okazał się bardzo miłą pomyłką. Korespondowałem mailowo z CSem z centrum Wellington, a omyłkowo zadzwoniłem do drugiego, z Lower Hutt (zadupie). Jednakże, jak to często bywa z couchsurferami, są uciechą samą w sobie. A i atrakcje zaliczyliśmy – byliśmy w epicentrum trzęsienia ziemi, tyle że noc była, to nawet spanikować nie zdążyliśmy.
W Wellington obejrzeliśmy słynne muzeum Te Papa i stopowaliśmy spod rezydencji premiera. Następnie zaliczyliśmy przyjemną mieścinę New Plymouth z samotną górą Taranaki – taką, jak z dziecięcych rysunków.
Po tych atrakcjach przybyliśmy do miejscowości Turangi i z rana, skoro świt, zaczęliśmy trzydniowy maraton. autoSTOP. Podjechaliśmy pod ośmiogodzinny trekking Tongariro Alpine Crossing i już po kiluset metrach, z niedowierzaniem, ujrzeliśmy…
…źródło wody sodowej!!! Łzy szczęścia i radości, poklepywanie po plecach, gratulacje od lekko zgubionych w sytuacji turystów. Misja zakończona! Czas wracać do domu… Rzucimy jeszcze tylko okiem na Australię i Amerykę Południową.
Sam trekking uwieńczony wejściem na górę zniszczenia (Mount Doom), gdzie roztoczyły się przed nami cudowne, powulkaniczne krajobrazy.
autoSTOP. Zejście po rzeczy. autoSTOP. W miejscowości Taupo bunkrujemy się na noc w parku. Z rana kąpiel w bezpłatnych, gorących źródłach. Skydiving (skok z samolotu z 3,5 km). Lądujemy. Otrzepujemy się z emocji.
autoSTOP. Miejscowość Rotorua, która śmierdzi zgniłymi jajami, a bagna bulgocą w twoim ogródku. autoSTOP (nocą łapiemy farmera). Rozbijamy się na dziko w bulgocącym lesie. Rano obchód kolorowej atrakcji Wai-o-tapu. autoSTOP. W Rotorurze odbieramy rzeczy pozostawione w skrytce. autoSTOP. Lądujemy u CS rodziny w Taurangi, gdzie podziwiamy widok z tarasu, popijając herbatę.
Backpackeryzm.
Słowo nadużywane w tym kraju. Większość noclegów ma w nazwie backpacker. Możesz wynająć backpackerskiego vana, zorganizowane wycieczki też są backpackerskie. Nam raz zdażyło się rozbić namiot na trawniku „plecakowego” hotelu, ale pecha mieliśmy, bo ludzie niekontaktowi nam się trafili i trochę nam zbrzydł koncept i nazwa. Za to „cyganie” żyjący w campervanach to już całkiem wesoła gromada i nie raz natkniecie się na nich na darmowych campingach.
Ciekawe kostki.
Nowa Zelandia jest pełna ciekawostek, wynikających po części z izolacji. Czasem masz wrażenie, że to Europa lat 60-tych (idealizowane, szczęśliwe lata i zacofanie). Wspomniany wcześniej internet na wagę (miesięczny limit 2 GB), brak izolacji domów, o centralnym ogrzewaniu zapomnij. Zimą palą w piecu, benzyna głównie 91-oktanowa, wyjeżdżasz poza miasto i tracisz zasięg w komórce, a radio pomału cichnie. Koleżanka inżynierka zwróciła uwagę na aktualnie używane, przestarzałe technologie budowania.
Niemniej…
Karciarze. Większość Nowozelandczyków płaci za zakupy i usługi kartami (EPFOS). Wielu nawet nie nosi gotówki i za głupie lody płaci plastikiem. Podróżując po Europie, przeżywają szok gotówkowy.
Bosa Noga. Niektórzy chodzą boso po ulicach i nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego? To po prostu nowozelandzkie. Nawet w górach można zobaczyć „bosaka”.
Dojne krowy. Lokalny moloch mleczny jest dość ciekawym tworem, gdyż właścicielami jest większość mleczarzy (farmerów) w Nowej Zelandii. W jedności siła, więc i silna pozycja przetargowa, ale ta jedność oznacza również monopol. Tak więc ze zdziwieniem zauważasz, że w tym mleczarskim kraju mleko jest strasznie drogie. Gdyby nie kwoty ustanowione przez rząd, wyeksportowaliby wszystko. Niemniej ta korporacja zrobiła nam dobrze przy pomocy cudownych lodów Kapiti. Cholernie drogie, ale ekstatycznie dobre, zwłaszcza smak boysenberry. Pokonały w mojej klasyfikacji lody Kaprys z Turkmenistanu.
Gazy cieplarniane. Nowa Zelandia ma najwyższy współczynnik emisji gazów cieplarnianych na mieszkańca, ponieważ wspomniane wyżej krowy emitują gazy.
KOLEJNE ZDJĘCIA Z NOWEJ ZELANDII DOSTĘPNE TUTAJ (PICTURES).
Złapał bym Gościa i bym go ogolił 🙂
To pewnie dlatego, ze jeszcze nie wiesz, iz jesli twoj tata nie ma brody, to masz dwie mamy 🙂