Tajlandia. Jest rok 2554. Sytuacja polityczna niestabilna. Na południu trwa muzułmańska rebelia. Sexturystyka w rozkwicie. A my, jak gdyby nigdy nic, przyjeżdżamy zbadać ten ciekawy kraj. Pierwsze wrażenie: kraj zeuropeizowany. Jest to jedyny kraj w Azji, który oparł się kolonizacji sensu stricte, został skolonizowany przez rzesze turystów – emerytów czekających swoich ostatnich dni w ramionach szczerze zakochanych w ich emeryturach tajskich dziewcząt oraz masy ludzi, którzy uciekli od problemów do tej rajskiej krainy, by wieść łatwe życie. I ta horda przeobraziła główne turystyczne miejsca na swój obraz i podobieństwo zapewniając sobie wygody i wyżerę zgodnie ze swoimi upodobaniami. Nawet tak wszechobecne w Azji motory dają pardon masie samochodów, które mkną po autostradach (oczywiście nie jest to wynik europeizacji, tylko bogacenia się społeczeństwa).
Ale na szczęście to tylko wyjątki, bo po całości Tajlandia to nadal dziwny kraj, w którym np. sexturystyka nie jest pojęciem czarno-białym. Bo i gdzież rodzina wysyła jedną z cór do Koryntu, aby na edukację reszty rodzeństwa uzbierać? A kobiety…
…są tu posłuszne i nie opierają się, w imię dobra rodziny. Z drugiej strony posłuszeństwo nie jest totalne, bo co i rusz gazety publikują historie żon obcinających mężom genitalia w odwecie za okrutne traktowanie czy stręczycielstwo.
Transwestyci. Ta ciekawa mniejszość jest powszechnie akceptowana i zauważalna (usłyszalna właściwie, bo te piękności, dopóki się nie odezwą, mogą rozkochać niejednego mężczyznę). Ciekawostką jest jednak fakt, że duży popyt na lady-boyów popycha do zmiany płci tylko dla lepszego zarobku, a nie lepszej kondycji psychicznej (zmiana płci praktycznie od ręki, bez konsultacji z psychologiem).
Ciekawostka nr 2. Ping-pong show to jeden z wielu pokazów erotycznych. Ten jednak jest oryginalny, gdyż kobiety wystrzeliwują z pochwy piłeczki ping-pongowe, a klienci odbijają je rakietkami.
Pisałem wcześniej o „kolonizacji” Tajlandii, a ta, zgodnie ze swoją tradycją, stara się dać odpór. Zakup ziemi przez cudzoziemców jest nielegalny, ale zakaz ten jest obchodzony poprzez „cichego” tajskiego współwłaściciela. Ma on 51% udziałów, a twoim jedynym prawnym zabezpieczeniem jest podnajem terenu od siebie samego i swego wspólnika. Wizy są coraz trudniejsze do dostania, zamiast rocznych przyznawane są 2-miesięczne, o obywatelstwie zapomnij (chyba, że jak jeden z naszych hostów, zostaniesz adoptowany przez tajskiego rodzica).
Tajlandia jest państwem przyjaznym i przyjemnym. Tanim w porównaniu do sąsiadów. Dobry posiłek już za 2 złote, a ilość różnorodnych snacków sprzedawanych na ulicy – przyjemnie przytłaczająca. Ludzie są bardzo przyjacielscy i pomocni.
Autostop, aparat, apatia. Akurat w dniu przyjazdu do Bangkoku zespuł nam się ekran w aparacie, jednak naprawa była szybka i bezproblemowa. Przenosimy się z naszą kamerą do Chiang Mai, gdzie ponownie zainaugurowaliśmy autostop (przerwany w Chinach). Pech okrutny, gdyż podczas wysiadania wypadł mi nowo naprawiony aparat i jakiś motorzysta wzbogacił się o nasze zdjęcia i ukochany WB1000 marki Samsung. Ale najważniejsze, że znów jesteśmy w siodle autostopu, a w Tajlandii nie stanowi on problemu. Zwłaszcza z magicznym słowem „maj mi satang” („nie mam drobnych” ;)). Ten magiczny zwrot załatwił nam nawet darmowe wejściówki do Sukhotaiu – taki tajlandzki Angkor Wat, albo nie – Paryż Tajladii, albo nie – mała Wenecja, albo… inne głupie porównanie.
W Bangkoku mieliśmy niebywałą przyjemność porozmawiac w ojczystym języku z Kamilem i Danką. Miło było zobaczyć znajomą twarz po tak długim okresie, bo ileż można po angielsku nawijać (jak tylko trafiamy na Rosjan, nawet dresiarzy, zagadujemy, co by język odświeżyć i z tą przyjacielską nacją poprzebywać)? Dziękujemy za pomoc w przemycie suwenirów i posmak domu!
Masaże. Tajski masaż, a Wam tylko jedno w głowie! Choć fakt, jak poprosisz o „happy ending” („szczęśliwe zakończenie”), to masz. Niemniej porównam go tu z techniką chińską, która podczas masażu jest bardzo bolesna, lecz efekt jest długotrwały, a twoje ciało osiąga przyjemną lekkość. Tajski masaż jest z kolei relaksujący w trakcie, ale po żadnego efektu nie ma. Niemniej nasze hiszpańskie koleżanki Anna i Ester po tygodniowym kursie w Chiang Mai wykonały go tak, że się rozpłynęliśmy. Ale o tym i innych przygodach w następnym odcinku.
PIERWSZA CZĘŚĆ ZDJĘĆ Z TAJLANDII DOSTĘPNA JEST TU (PICTURES).