Ostatni nasz przystanek w Chinach to Dali, miasto w Yunnanie – prowincji przejściowej, prowincji pogranicza. Pogranicza rządzą się swoimi prawami, mają letko wyczuwalną specyfikę sąsiednich krajów. I Yunnan jest inny.
Po pierwsze, w połowie składa się z mniejszości etnicznych i to nadal widać w ubiorze lokalnych ludzi. Jest folklor, jest kolorowo.
Po drugie – narkotyki. Yunnan jest w obrębie „Złotego trojkąta” – regionu produkcji opium i o ile całe Chiny walczą z rosnącym problemem narkomanii, o tyle w Yunnanie marichuana – no problem.
Dali łączy dwa powyższe wątki. Miasto posiada najpiękniej ubranych handlarzy narkotyków na świecie. Starsze panie w tradycyjnych ubraniach z szerokimi uśmiechami szeptem proponują gandzie. Jest to dość osobliwe zjawisko w kraju, w którym za narkotyki grozi kula w łeb.
Było to nasze ostatnie miejsce w Chinach, więc próbowaliśmy jeść na zapas, zwłaszcza w ich odmianach szwedzkiego stołu (za 5 złotych wybierasz sobie dowolnie spośród 10 różnych dań). Generalnie w Chinach jedzenie to wielka niewiadoma. Część potraw nie smakuje tak, jak wygląda, więc i nacinasz sie często na dania bez smaku (tak, tak, chińskie żarcie to nie tylko chilli, które zawędrowało tu dopiero 500 lat temu).
I tu nachodzi refleksja…
…jak bardzo zmienia się jedzenie na przestrzeni wieków. Danie określane jako tradycyjne może mieć zaledwie 100 lat, a cała koncepcja narodowego jedzenia potrafi zostać odwrócona do góry nogami w przeciągu kilku pokoleń. Jedzenie psów dla przykładu nie jest już takie popularne, gdyż dla wielu ludzi w Chinach to przyjaciel. Ja sam odpuściłem sobie tą kulinarną przygodę, gdy 5 dni spędziliśmy w Dali z CS Momo i jej przeuroczym psem Donatem. W końcu, jak to powiedziała Maja, ludzie jedzą i gówno, ale czy to jest powód, żeby go próbować? Za to polecam spróbowanie lodów o smaku herbaty lub czerwonej fasoli. Oczy mówia „Fuj!”, kubki smakowe czują zaś rozkosz. Polecam raz jeszcze!
Chińczycy kupują… nie tylko produkty, ale także zachowania. Jakiż ubaw mieliśmy widząc białasa robiącego artystyczne zdjęcie jakiegoś kubła z wodą profesjonalnym aparatem. Po chwili przyszli Chińczycy, niepewnie zerknęli, co tam jest i na wszelki wypadek rypnęli zdjęcie małpką i tak cała grupa.
Wiele osób w Chinach ma sprzątaczki. Kraj ich rozleniwia. Koniec, kropka!
W Szanghaju kupno samochodu to nie wszystko. Władze miejskie, chcąc spowolnić bum motoryzacyjny, wprowadziły limity na tablice rejestracyjne. Tablice kupuje się na miesięcznych aukcjach, a ich ceny dochodzą do 20.000 zł/sztuka.
Jeżeli myślisz o biznesie w Chinach, pomyśl o chińskim wspólniku z koneksjami. Inaczej będziesz odbijał się od drzwi w nieskończoność.
Jeżeli myślisz, że Chiny są tanie, to masz jeszcze rację, choć nie do końca. Tanie Chiny się kończą, więc kupuj bilet póki możesz się tu powozić jak król.
Jeżeli myślisz, że szczytem technologii dla Chińczyka jest komórka, to grubo się mylisz. Technologicznie jako społeczeństwo już nas prześcignęli. Palmtopy i małe, przenośne telewizorki to tu norma. Europo! Obudź się z pięknego snu o potędze i weź się do roboty!
Idą brunatni, idą brunatni…
Europa w ostatnim dziesięcioleciu coraz szczelniej zamyka drzwi przed imigrantami. Ostatni kryzys wzmocnił antyimigracyjne nastroje (wiadomo przecież, że bezrobotni Niemcy z chęcia posprzątaliby ulice albo pozbierali szparagi zamiast brać zasiłek).
Ofiarą takiej polityki była nasza koleżanka z Chin. Przyjechała ona na wymianę studencką do Austrii na pół roku, ale, jako że wiza shengen to rarytas, postanowiła przez ten czas pozwiedzać nasz kontynent. Jakiż szok przeżyła, kiedy wracając z obchodów Nowego Roku w Barcelonie, została zatrzymana przez francuską policje jako „nielegalna”. Pomimo ważnej wizy, wsadzili ją do wiezienia z faktycznymi „nielegalnymi”. Nie pomogła pomoc prawnika, faxy z austriackiej uczelni. Została wypuszczona dopiero po zakończeniu tygodniowej procedury weryfikacyjnej, bez przeprosin, bez rekompensaty za stracony bilet, z trauma.
Co sie okazało, Sarkozy Nicolas wynaczył policji limity nielegalnych do wyłapania, więc nasza koleżanka podreperowała noworoczne statystyki. Żółta kartka dla Europy, zanim dostanie brunatną!
Już raz przerabialiśmy nagonki na tle rasowym z niekoniecznie szcześliwym happy endem (Hitler tour 1939-45). Imigranci są niewątpliwym problemem, ale pomyślmy, jak go rozwiązać inaczej, niż barykadując się i zamykając ich w gettach. Pamiętajmy też, że gdy Europa kolonizowała, druga strona też nas nie chciała, lecz my specjalnie się tym nie przejmowaliśmy. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom!
Co by ciężkim tekstem nie kończyć, zapraszamy na stronę sklepu koleżanki z Dali z ciekawymi duperelami.
Ostatnie zdjęcia z Chin (PICTURES).