Korale koloru koralowego. Tajlandia cz. III.

Impreza na nabrzeżu.

Z powrotem w Tajlandii. Nocnym pociągiem klasy III-ej, w starym, chińskim stylu doturlaliśmy się do Bangkoku. Podobnie jak w Chinach, tu też podczas całej podróży po wagonach kręcą się panie z koszami pełnymi łakoci, więc jak kiedyś zdyszani i głodni wbiegniecie na peron, walcie prosto do pociągu. W Azji jedzenia nigdy i nigdzie nie zabraknie. Jedzenie jest jedną z głównych rozrywek Azjatów i najbliższa wyżera jest o rzut głosnym bluzgiem.

W Bangkoku znów wylądowaliśmy u Bee i małego Taileka, w domowym, zacisznym nastroju, którego zawsze brak. Kupiliśmy aparat do zdjęć podwodnych, aby…

…powetować stratę ukradzionego samsunga. Pożegnaliśmy również z hukiem nasze Hiszpanki, które po dwóch latach wracały zmierzyć się z normalnym życiem (imprezę skończyliśmy zamknięci na nabrzeżu). Po imprezie, jak zwykle niedospani, ruszyliśmy dalej na “Tajlandię właściwą”, czyli wyspy.

Ko Tao. Wyspa ta znana jest z najtańszych kursów nurkowania. Silna ciekawość, która każe mi sprawdzić, co jest za zakrętem, za rogiem, wepchnęła mi głowę pod wodę. A jest tam cudownie kolorowy świat koralowców, taki inny, dla człowieka nienaturalny.

Pierwsze ¨kroki¨ w podwodnym świecie.

Ale zanim oddaliśmy się zabawie, ten podwodny świat pogroził mi palcem i pokazał, że li tylko gościem tu jestem. Jednym z zadań było zdjęcie maski pod wodą, przepłynięcie kilku metrów, założenie maski i wyczyszczenie jej z wody. Wszystko szło dobrze do momentu, kiedy nie oczyściwszy do końca maski, wciągnąłem powietrze nosem. PANIKA!!! Rzuciłem się ku powierzchni i tam łapczywie łapałem powietrze. Od tego momentu strach przed zejściem pod wodę jest zaimplemetowany z tyłu głowy, podobnie jak wielki szacunek do głębin, bo to beztlenowe środowisko, pomimo tego, że tak fascynująco piękne, może być zabójcze.

Dygresja. W podróży spotkaliśmy starszą parę Angoli. Brytyjczycy, z powodu popularności swojej mowy, są mniej anonimowi. Ci jednak w pewnym momencie przerzucili się na język migowy i tu nastapiło olśnienie! Nurkowanie musi być frajdą dla głuchoniemych, bo pod wodą nie porozmawiasz inaczej, niż na migi.

Dygresja do dygresji. Polaków w podróży niewielu, więc swoboda komentowania na głos otaczającej rzeczywistości ogromna. Wolność słowa to to, co tygrysy lubią najbardziej.

Fool Moon Party. A właściwie Full Moon Party (impreza pełni księżyca). Obowiązkową atrakcją na Ko Pangan jest tytułowa impreza głupców (“fool”). Zapewne straciła wiele

W drodze...

ze swojej oryginalnej formy, czyli małej imprezy na plaży, na która bosą stopą dojdziesz tylko w czasie odpływu, jaki daje pełnia księżyca. Nasi ulubieni, napruci Angole i strasznie biedne techno zamieniło imprezę w Vang Vieng do potęgi. Nikt cię tu nie mitynguje, tylko jesteś wpychany w alkoholową otchłań na taniej whisky i red bullu. Niemniej też fajni załoganci kręcą się po wyspie, trzeba się po prostu poszwędać nocą, gdy pełen księżyc oświetla drogę.

Święta. Plan przebicia się z Ko Pangan do Malezji w jeden dzień się nie powiódł, więc święta spędziliśmy w przygranicznym Hat Yai. Jedynym elementem świątecznym były seksowne fatałaszki dla Pani Mikołajowej, sprzedawane w butikach. A tak atmosfery ni hu-hu. Podróbkę wigilijnego stołu zapewniła nam restauracja chińska, kolęda, siusiu, paciorek i spać.

Czy wiesz, że…

Król. Ten poczciwy człowiek o wyglądzie profesora jest tu wielce poważą personą. Za obrazę majestatu można trafić do więzienia, ale jako, że usposobienie ma łagodne i ma wiele zainteresowań (botanika, fotografia, żeglarstwo i tylko polityka go nie interesuje), niewielu próbuje ten

Rock'n'rollowy król z królem rock'n'rolla.

niemajestatyczny majestat kalać. W obliczu narastających napięć politycznych w kraju, kto wie, co stanie się z Tajlandią, kiedy króla zabraknie.

Hymn. Czytałem i słyszałem o tym, i na szczęście ostatniego dnia na przystanku autobusowym zobaczyłem to. Zabrzmiał hymn, wszyscy automatycznie wstali, swoje na baczność odczekali i życie wróciło do normy. Przeżycie jak z dziecięcego marzenia, gdy po klaśnięciu w dłonie świat zamiera w bezruchu i tylko ty możesz biegać między zamrożonymi postaciami. No taka ciekawa ciekawostka.

Tajska policja, a właściwie jej uniformy, rażąco przypominające uniformy oficerów SS. Imprint w mózgu z automatu krzyczał: “Uwaga!!! Niemce idą!!!”.

Tajowie jedzą… łyzką i widelcem. Dla turystow jest to poręczniejsze niż pałeczki, ale wygląda to-to dziecinnie.

Tęsknimy. Czasem bardziej, czasem mniej za rodziną i przyjaciółmi. Poniekąd u nas się więcej dzieje (choć nawet podróż z czasem powszednieje i staje się codziennością), a w Gdańsku, Grudziądzu, Nowej Wsi i Wąchocku po staremu, ale jak to powiedziała Ania z Hiszpanii, “you don’t realize your hear grow” (“nie uświadamiasz sobie, że twoje włosy rosną”). Rzeczywistość powoli się toczy, a ludzie też nie siedzą w miejscu. Tworzą się nowe miłości, stare rozpadają się a te wszystkie małe nocne przygody i dzienne wypady omijają nas. Dla nas czas zatrzymał się 9 miesięcy temu, ale po przyjeździe wykona wielki skok naprzód.

OSTATNIE ZDJĘCIA Z TAJLANDII (PICTURES).

Pani Mikołajowa

Dodaj komentarz